Pogoda Borowa i płomienny rejs (Chorwacja 2014)

Od lat spędzam Sylwestra na morzu i co roku jest inaczej. O tej porze roku planowanie trasy jest w zasadzie czystą teorią, bo karty rozdaje trudno przewidywalna pogoda i nie ważne czy pływamy po Adriatyku, Morzu Tyrreńskim czy Lazurowym Wybrzeżu. Tegoroczny wypad do Chorwacji po raz kolejny udowodnił, że najważniejszym elementem tego typu rejsu jest zgrana załoga, która tworzy atmosferę zdolną ochronić doskonałe nastroje na pokładzie przed wpływem zimna, wichury, wilgoci i mrozu.

Przezorność pomysłodawcy wypadu - Maćka - zapewniła nam komfortowe jachty z ogrzewaniem i przestronnym wnętrzem, gdzie z racji aury na zewnątrz przyszło nam spędzać lwią część czasu. Już droga przez Austrię i Chorwację pokazała, że nad nami przemieszczają się ciekawe układy baryczne.. Pomiędzy Wiedniem a Graz większość drogi pokrytej w całości śniegiem pokonaliśmy z zawrotną prędkością 50-70km/h. Biała Chorwacja też nie jest widokiem dość częstym. Dopiero za tunelem Sv. Rok zniknął śnieg i wyjrzało słońce.

W Vodice zameldowaliśmy w pogodny jeszcze, sobotni poranek i szybko przejęliśmy jachty wraz z prognozą pogody.. "You are not lucky.." - rzekł pracownik armatora z akcentem wskazującym na to, że nie skalał się studiami na Oxfrodzie. Większą część kartki z prognozą zajmowały ostrzeżenia o sztormowym wietrze NE. Pomimo zmęczenia postanowiliśmy od razu wypłynąć. Istniało ryzyko, że pogoda może nas zatrzymać w kolejnym porcie na dłużej, więc nie chciałem utknąć w Vodicach, które o tej porze roku przypominają nieczynną stację polarną. W Sibeniku, przynajmniej będziemy w mieście...

Skok zaledwie kilkunastomilowy, więc nawet z testowaniem jachtu i obowiązkowymi ćwiczeniami "człowiek za burtą" już po dwóch godzinach byliśmy w kanale wejściowym do Sibenika. Wiatr zdążył się wzmóc, więc po zacumowaniu trochę zeszło nam na kombinacjach cumowo-muringowych aby maksymalnie zwiększyć bezpieczeństwo cumowania w nocy, kiedy spodziewany był wiatr o 10B. Przy okazji kolegom z jachtu BSB jeden z muringów wkręcił się w śrubę a ja na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności odbyłem krótką kąpiel w wodzie o temperaturze 12 stopni... Finalnie jachty na podwójnych muringach i zdublowanych cumach spokojnie przyjmowały kolejne uderzenia coraz silniejszych szkwałów a my zanurzyliśmy się w miejskiej gastronomii. Niespokojna noc, kontrole cum co 2 godziny i akcja na BSB (zerwany jeden z muringów) o godz. 0400 rano nie zakłóciły wspaniałego klimatu w ciepłych mesach obu jachtów.

Poranna prognoza wskazywała na kolejne "okienko pogodowe" wczesnym popołudniem. Wykorzystaliśmy je na szybki i przyjemny przelot do kolejnego bezpiecznego schronienia w Rogoznicy. Z silnym wiatrem NE baksztagowa żegluga wszystkim się bardzo podobała, jedynie mnie trochę martwiło to do obrania kursu powrotnego wiatr się zdąży zmienić.. Wieczór w Rogoznicy spędziliśmy na kolacji w knajpie wykazującej silne powiązania z Polską (flagi, menu, itp.) a potem przy grze w Banga, która przeniosła nas na dziki zachód. Do późnej nocy ginęli zatem bandyci, szeryf i jego zastępcy oraz.. Wiesiek. Noc zdecydowanie spokojniejsza dzięki dobrej osłonie tej mariny i kolejne, krótkie okno pogodowe. Prognoza i sytuacja baryczna dawała do zrozumienia, że może to być ostatnie okienko w najbliższych dniach, więc bez zwłoki wystartowaliśmy do Trogiru, który miał być dla nas schronieniem przed kulminacją Bory ("... local gusts of NE winds 60-80kn..").

Do Trogiru dopłynęliśmy na żaglach i stanęliśmy... w dwóch różnych marinach. Okazało się bowiem, że w sąsiedztwie mariny ACI powstała nowa piękna marina, w której stanął BSB wzbudzając wielkie zaciekawienie niespodziewającej się już w tym roku gości obsługi. My podeszliśmy do najbliższego od strony miasta pomostu, chcąc skrócić sobie drogę na starówkę. Podszyta lenistwem decyzja spowodowała, że nasze schronienie okazało się także pułapką na kolejne 48 godzin. Podwójne muringi, zdublowane cumy, zabezpieczenie rufy i dyżury kontrolne, dały nam komfort radosnego spędzania czasu. Największym wyzwaniem okazało się... przejście do miasta mostem, na którym watr w porywach do 80kn (efekt dyszy) usiłował zdmuchnąć nas do wody. A woda pod mostem przyjęła formę szerokiego wartkiego strumienia, który kojarzył się raczej z raftingiem niż jachtingiem. Do tego regularny prysznic od rozbijających się fal i przenikające zimno sprawiły, że przejście kilkudziesięciu metrów stanowiło niezapomniane wrażenia z gatunku extreme adventures.

Następnego dnia nie było mowy o bezpiecznym odcumowaniu i wypłynięciu z pomiędzy pomostów i szpaleru muringów. Ogłosiłem zatem kapitulację i pozostanie w Trogirze na drugą noc. Załogi przyjęły decyzję z radością, zwłaszcza w perspektywie ponownego spotkania z zupą "juha Scampi", która poprzedniego wieczora wzbudziła powszechne uwielbienie. Dla tej zupki warto było po raz kolejny pokonać straszliwy most. Rano w Sylwestra prognoza wyglądała jak kserokopia poprzednich ale południowa aktualizacja wskazała po raz pierwszy spadek siły wiatru w godzinach wieczornych. Ok. 1600 faktycznie wiatr zaczął słabnąć do tego stopnia, że mogliśmy już bezpiecznie odcumować - szybka decyzja: kurs na Split, tam musi być jakaś cywilizacja. Trzy godziny później już wiadomo było, że prognoza po raz pierwszy w tym rejsie nie sprawdziła się.. Na podejściu do Splitu wiatrowskazy oszalały. Regularna ósemka z silnymi szkwałami (najwyższa wartość prędkości wiatru pozornego w pamięci wiatrowskazu to ponad 70kn).

I tak ostatnie godziny starego roku spędziliśmy na niezwykle trudnym wprowadzeniu jachtów do ciasnej splickiej mariny. Po bezpiecznym zacumowaniu jachtów zaczęliśmy się pilnie zbierać w kierunku głównego deptaka, gdzie trwała w najlepsze miejska impreza przy scenie. I pewnie szybko byśmy tam dotarli gdyby nie pożar na BSB. Na skutek wadliwej instalacji doszło do pożaru i przecieku w przedziale ogrzewania webasto. Szybka i skuteczna akcja Maćka spowodowała, że ogień się nie rozprzestrzenił i wszyscy bezpiecznie ewakuowali się na keję (ze względów etycznych nie mogę zacytować jak dokładnie brzmiała komenda do opuszczenia jachtu ale była bardzo skuteczna). Jakkolwiek jacht bez ogrzewania przy temperaturze zewnętrznej -5 nie mógł być już schronieniem dla załogi, która przeniosła się do pobliskiego hotelu. Na deptaku znaleźliśmy się tuż przed północą, posłuchaliśmy lokalnych gwiazd muzyki, oglądnęliśmy pokaz fajerwerków i wróciliśmy na jacht, gdzie załoga rozpętała mega dyskotekę wykorzystując migające latarki komórek do stworzenia prawdziwie klubowej atmosfery. Zabawa, jak przystało skończyła się o szóstej rano.

W noworocznym poranek w marinie pojawił się serwis armatora, który dokonał naprawy jachtu BSB. Niestety naprawa trwała aż do wieczora, więc także w Splicie przyszło nam spędzić 2 noce. Noworoczny wieczór załoga Forusa ubarwiła barwnym korowodem kolędniczym, odwiedzając BSB z głośnym kolędowaniem (oczywiście wraz ze śmiercią, turoniem i diabłem jak przystało), które szybko przerodziło się w kolejną dyskotekę. Przejście wzdłuż falochronu wiązało się każdorazowo z prysznicem rozbijających się po drugiej stronie fal ale przy tak dobrej zabawie nikomu to nie przeszkadzało.

Ranek zaskoczył nas... spokojem. Wiatr siadł do kilkunastu węzłów i wyszło słońce, więc wcześnie rano wypłynęliśmy w stronę mariny Vodice. To był piękny, żeglarski dzień: 12 godzin przyjemnej halsówki, piękny dzień i wieczór, gwiazdy i księżyc w pełni. Po 5 dniach, w których żeglarstwo sprowadzało się głównie do kontroli cum pogoda w końcu sprawiła nam prezent. W sobotnie przedpołudnie obie załogi przeniosły się z jachtów do busów i wyruszyły w drogę powrotną do Polski.

Pod względem ilości przepłyniętych mil, był to chyba najkrótszy tygodniowy rejs, jaki mi się przydarzył ale jak widać nie dystans jest najważniejszy. Wspaniała atmosfera, potężny ładunek śmiechu, przyjemność obcowania z fajnymi ludźmi i wiele kolejnych, ciekawych doświadczeń uczyniły ten rejs jednym z najmilszych żeglarskich wspomnień. Liczę na to, że z tymi ludźmi przyjdzie mi się jeszcze nie raz spotkać na jachtowych pokładach i przy wspólnych knajpianych stolikach.

kpt. Krystian Szypka
Autorzy zdjęć: Ania oraz Jacek

 foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Jacek  foto: Ania  foto: Jacek  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Ania  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek  foto: Jacek