Rejs morski (Grecja, Morze Jońskie, lipiec 2015)

Galeria - rejsy za nami

Pomni zimowych doświadczeń na Morzu Jońskim, gdy sztormowa pogoda zgotowała nam srogą kaźń, ruszaliśmy ponownie z lękiem na te niegościnne niegdyś dla nas wody. Tym razem Posejdon okazał nam błogie skąpstwo w szafowaniu wiatrów i rejs odbył się w przy leniwym akompaniamencie diesla. Na koniec Bóstwo pogroziło nam palcem, powiewając 6 B w trakcie cumowania w macierzystym porcie. Wtedy rozegrał się teatr niesamowitości, z udziałem jachtów krążących tam i z powrotem po basenie portowym oraz prowadzących je skiperów, którzy karmili się złudną nadzieją na złagodzenie warunków pogodowych. Tymczasem powiało mocniej, 7 B. Zaczęły puszczać kotwice, co poniektóre jachty zawisły kilem czy to płetwą sterową na łańcuchach kotwicznych innych jednostek. A jak wypadło nasze cumowanie? Kotwica nie chwyciła i dziób, popchnięty wiatrem i falą, ochoczo zleciał na sąsiedni jacht. W ten to sposób cumowanie zamierzone pierwotnie rufą do kei zakończyło się longsite – na szczęście obyło się bez strat. Drugie podejście przebiegło wybornie. No cóż – całe życie człowiek się uczy.

Czas rzec słów kilka na temat trasy rejsu. Ruszyliśmy z Lefkady, uroczego miasteczka z nastrojowymi uliczkami, cudnymi cerkwiami i romantyczną twierdzą, w kierunku Meganisi. Fantastyczna linia brzegowa tej wyspy, z lazurowymi zatokami, czyni z niej prawdziwy raj dla amatorów morskiej kąpieli. Kolejnym etapem była Kefalonia i jej dwa porty, Fiskardo i Argostoli. Wisienka na torcie okazała się być nieco kwaśna – słynna zatoka wraku na Zakynthos, może i śliczna ze względu na cudne zestawienie lazurowe morza z jasnymi skałami, w szczycie sezonu czyni wrażenie po prostu zaludnionej do bólu plaży a nad wodami unosi się zapach spalin pochodzących od licznie przybywających tu jednostek pływających rozmaitej maści. Żwawo więc podnieśliśmy kotwicę i ruszyli w kierunku Vathy na Itace. W drodze okrążyły nas chmury, groźnie pomrukując. Stare przysłowie powiada: „Na złodzieju czapka gore”. Przeto wodziłam raz po raz wzrokiem po swej skórze, bacząc, czy przypadkiem nie pojawi się na niej czarne piętno z napisem „sylwestrowa kotwica”. Ale i tym razem szczęśliwie uszliśmy przeznaczeniu. Kolejny dzień szczodrze wynagrodził nam rozczarowanie zatoką wraku. Brak słów, by wyrazić piękno zatok na wyspie Atokos. Krystalicznie czysta woda, piękne skały.. jest tam też zatoka tak cudnie uformowana, jakby wycięta w skale niczym jaskinia, do której można wpłynąć kilkoma jachtami. Dalej pożeglowaliśmy w kierunku Frikes na Itace, mijając po drodze romantyczne baszty. W porcie nie było już dla nas miejsca, popłynęliśmy więc do malowniczej miejscowości o nazwie Vasiliki na Lefkadzie. Stąd już był przysłowiowy rzut beretem do portu macierzystego, gdzie odbyło się sławetne cumowanie.

Urok prysł, groźne w zimie morze tym razem pieściło nasze zmysły swymi żywymi barwami i ciepła wodą. Rozkoszy dopełniały śródziemnomorskie smaki dojrzałych owoców i warzyw, przepysznych morskich stworzeń i miejscowych trunków.

Jola Szczepańska
Autorzy zdjęć: Jola i Piotr Szczepańscy