Cóż to był za rejs :) (archiwum)

Pomni zimowych doświadczeń na Morzu Jońskim, gdy sztormowa pogoda zgotowała nam srogą kaźń, ruszaliśmy ponownie z lękiem na te niegościnne niegdyś dla nas wody. Tym razem Posejdon okazał nam błogie skąpstwo w szafowaniu wiatrów i rejs odbył się w przy leniwym akompaniamencie diesla. Na koniec Bóstwo pogroziło nam palcem, powiewając 6 B w trakcie cumowania w macierzystym porcie. Wtedy rozegrał się teatr niesamowitości, z udziałem jachtów krążących tam i z powrotem po basenie portowym oraz prowadzących je skiperów, którzy karmili się złudną nadzieją na złagodzenie warunków pogodowych. Tymczasem powiało mocniej, 7 B. Zaczęły puszczać kotwice, co poniektóre jachty zawisły kilem czy to płetwą sterową na łańcuchach kotwicznych innych jednostek. A jak wypadło nasze cumowanie? Kotwica nie chwyciła i dziób, popchnięty wiatrem i falą, ochoczo zleciał na sąsiedni jacht. W ten to sposób cumowanie zamierzone pierwotnie rufą do kei zakończyło się longsite – na szczęście obyło się bez strat. Drugie podejście przebiegło wybornie. No cóż – całe życie człowiek się uczy.

co było dalej.....można przeczytać -  http://www.charter.pl/index.php?str=11&fun=more&id=375