Lato początkiem jesieni, czyli Czarnogóra z pokładu katamarana (październik 2019)

Galeria - czartery za nami

Kontynuując wieloletnią współpracę z firmą charter.pl, w początkach jesieni zaplanowaliśmy pływanie po ciepłych, a przy tym słowiańskich wodach, czyli wodach morskich Czarnogóry.

Oczywiście zarówno jednostka pływająca, jak i bus wiozący nas w dal, to pośrednictwo moich ulubionych (trochę wazeliny nie zaszkodzi) żeglarskich przyjaciół.

W tym roku postanowiliśmy spróbować żeglugi platformą imprezową, czyli katamaranem.

Po wielu poszukiwaniach padło na jednostkę typu Lavezzi 40 z firmy Dream Yacht Charter z przystani w Kotorze,co niestety nie okazało się dobrym punktem startu, ale o tym później.

Równocześnie zarezerwowaliśmy busa na przejazd tam i z powrotem, aby zabrać ze sobą właściwą ilość bagażu i zaopatrzenia. „Niestety” nadmiar chętnych na rejs spowodował, że jedna para musiała się udać do Czarnogóry drogą lotniczą, co, nota bene, umożliwiło im dokładne poznanie zakamarków Kotoru.
 

Wyruszyliśmy z Bielska-Białej w piątkowe popołudnie 27 września 2019 roku, kierując się przez Zwardoń na Bratysławę i przez Węgry do Chorwacji. Zmieniając się za kierownicą dotarliśmy do granicy Bośni i Hercegowiny, której drogi przypomniały nam lata 80-te w naszym kraju i to z folklorem w postaci kóz i krów wędrujących środkiem międzynarodowej trasy, wiodącej do Czarnogóry. Granica pomiędzy Bośnią i Hercegowiną a Czarnogórą to też zaskoczenie, wyjeżdżamy zza zakrętu na podjeździe 30% a tu stoi budka pograniczników;) Odprawa szybka, bezproblemowa i za chwilę jesteśmy w Czarnogórze, zmiana nawierzchni dróg widoczna od razu - na plus. Czarnogórskimi drogami dojeżdżamy do Boki Kotorskiej podziwiając widoki i w Kotorze zaczynamy szukać, nie jachtu ale ... parkingu. W końcu stajemy na postoju w porcie gdzie widnieje informacja o opłacie 0,9 Euro za godzinę (drogo ale cóż, blisko do miasta i do przystani, można odżałować).

Bardzo szybko odnajdujemy jacht, przegląd i przekazanie bezproblemowe, mimo wieku jacht praktycznie bez uszkodzeń i niesprawności. Po zaształowaniu udajemy się na spacer po kotorskiej starówce, aby wieczorem, po sutej obiadokolacji, relaksować się w szerokim katamaranowym kokpicie.
 

Niedzielny poranek to wizyta w kotorskiej katedrze i... w drogę, oddajemy cumy i płyniemy zobaczyć do strony wody Perast i klasztor Gospa od Škrpjela (Matki Bożej na Skale), do którego ze względu na tłum motorówek i stateczków wycieczkowych nie mamy możliwości zacumować. Spokojnie się plażując płyniemy Boką Kotorską do Herceg Novi gdzie późnym popołudniem cumujemy do nabrzeża przy falochronie a załoga udaje się na zwiedzanie dolnej i górnej twierdzy, pozostawiając kapitana pichcącego posiłek;) [Kapitan później na rowerku nadrabia zwiedzanie].
 

Następnego dnia, późnym porankiem, opuszczamy gościnny port i udajemy się na pełne morze, zostawiając po prawej burcie wybrzeże Chorwacji i kierując się wzdłuż czarnogórskich brzegów do Budvy, kolejnego (najdroższego jak się okazało) portu na naszej trasie.

Budva to, moim zdaniem, maleńkie zabytkowe miasteczko połączone z Sopotem w czasie rozbudowy, wraz z cenami dla celebrytów. Tłumy wczasowiczów powodują, że trudno mówić o wypoczynkowej atmosferze. Ale przeżyliśmy, tylko cena za postój to 100% więcej niż za jednokadłubowiec (prawie 140 Euro).
 

Kolejny dzień (wtorek) to próba żeglowania w kierunku Baru (i baru w Barze), lecz mimo najszczerszych chęci, wiatr umożliwił osiągnięcie prędkości rzędu 1,3 wezła;) Dlatego po "wyplażowaniu" na płaskiej wodzie, udaliśmy się do zatoczki przed Sutomore, aby zaznać kąpieli, a następnie przybiliśmy do mariny w Barze - muszę stwierdzić, że nie zmieniła się od mojego ostatniego pobytu w 1990 roku, tylko jachtów trochę więcej.

Bar to jakby nasza Gdynia w miniaturze, port handlowy, wojenny, marina i plaża przy marinie oraz deptak przy plaży. Za to jedyny punkt na czarnogórskim wybrzeżu, gdzie funkcjonują „normalne” sklepy, markety przewidziane dla mieszkańców a nie turystów.

Dodatkowo cena postoju w marinie bardzo przyjazna (poniżej 50 euro za dobę) co powoduje że zostajemy w porcie przez całą środę, decydując się na wycieczkę do „miasta duchów”, czyli Starego Baru, opuszczonego przez mieszkańców pod koniec XIX wieku. Dzięki przyjaznej obsłudze mariny, która „zorganizowała” dwa samochody, udało się nam dotrzeć do ruin i wrócić za jedyne 2 euro od osoby. Zwiedzanie „miasta duchów” to atrakcja, którą trzeba przeżyć, choćby ze względu na widoki jakie stamtąd się rozciągają. Mimo października spotkaliśmy wiele wycieczek, również z Polski, dlatego też w barach i sklepikach pod murami Starego Baru można się dogadać po polsku.

Jeszcze jedna atrakcja Baru to prawosławna katedra wybudowana w 2006 roku przy wsparciu Rosjan, przepiękny obiekt, którego ściany zostały pokryte freskami przedstawiającymi świętych.

Niezależnie od stosunku do religii każdy powinien ten obiekt zobaczyć.
 

Z Baru w czwartkowe popołudnie wracamy do Boki Kotorskiej, starając się uciec przed jedna burzą a nie dogonić drugiej, co po części nam się udaje - tylko pół godziny wiatru powyżej 6 ̊ B z ulewnym deszczem i narastającą falą. Ale później do Tivatu wchodzimy już na bezwietrzu.
 

Tivat to z kolei zupełnie inna bajka, jakby Monte Carlo dla Rosjan w miniaturze, ale ceny w marinie jak w Barze (być może ze względu na październik). W obszarze hoteli i apartamentowców sklepy i ceny luksusowe, poza tym obszarem normalność. Riva nie ustępuje tej w Splicie, tylko słychać przede wszystkim język rosyjski.

W Tivacie znajduje się również muzeum morskie zlokalizowane na terenie dawnej stoczni marynarki wojennej, w której można zwiedzać jeden z dawnych jugosłowiańskich okrętów podwodnych oraz budynek, w którym wystawiona jest kolekcja związana z dziejami portu w Tivacie od XIX wieku po czasy Jugosławii.
 

Z Tivatu w piątek wracamy do Kotoru gdzie cumujemy przy tym samym pomoście, z którego odpływaliśmy i idziemy na ostatnie zakupy oraz  zwiedzanie, w tym spacer po murach, aby sfotografować panoramę portu i zatoki w świetle zachodzącego słońca.

Efekt spaceru i zdjęć niesamowity, polecam każdemu, Kotor to miasto zabytków i kotów, które można spotkać na każdym kroku (i zabytki, i koty).
 

Sobotni poranek to pożegnanie z Kotorem (i smutna rzeczywistość - postój busa 3 EURO za godzinę, co daje prawie 500 za tygodniowa wygodę - zabolało), dlatego na przyszłość i dla innych przestroga, dokładnie sprawdzać ceny, nawet małym drukiem.
 

W drodze powrotnej mamy w planie odwiedzić Medjugordie, dlatego staramy się tam dotrzeć jak najszybciej, niestety drogi bośniackie nie sprzyjają i docieramy dopiero około 11 w sobotnie południe, później wspinaczka Drogą Krzyżową i poczucie odpokutowania za rejsowe grzeszki.

Po południu wjazd na chorwacką autostradę i podróż do Varażdinu gdzie czaka na nas nocleg w Bike&Bed, bardzo sympatycznym hostelu, którego jesteśmy prawie jedynymi gośćmi.
 

Niedzielny poranek to zwiedzanie miasta i zamku przy muzyce Straussa i Emericha Kalmana niosącej w głowach arię z operetki „Hrabina Marica” - „Ach jedź do Varazdin”. Po zwiedzaniu nastapił czas na drogę powrotną przez uchyłek Słowenii, Węgry i Słowację, aby wieczorem odwieźć wszystkich do domów i oddać busa do wypożyczalni.
 

Ogólnie było super, hiper i co złego to tylko ja

kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki

Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki Lato początkiem jesieni czyli Czarnogóra z pokładu katamarana foto: kapitan, kucharz itd. Roman Bielicki